Koniówka w czasie II wojny światowej była w tle wydarzeń, które w większości odbywały się w stolicy Tatr. W czasie, gdy Niemcy, wykorzystując nieświadomość i ślepe zaangażowanie popleczników z regionu, wprowadzali swoją administrację i podwaliny dla ewentualnego satelity Rzeszy ze stolicą w Zakopanem, mieszkańcy Koniówki żyli monotonią sprzed wojny stosując się bez specjalnego zaangażowania do poleceń okupanta. Życie wyznaczały przede wszystkim pory roku i praca w polu, a zakłócenia, jak maszerujące wojsko lub pędzące „cysarką” pojazdy ze sfastyką były przerywnikiem lub atrakcją, u niektórych ciekawym wydarzeniem, u innych strachem wywołującym ciarki na plecach.
Pierwsze takie zdarzenie, być może najbardziej ekscytujące, miało miejsce już na początku wojny, gdy dwuosobowe czujki wystawiane od kilku tygodni na rogatkach wioski ogłosiły cichy alarm, do którego przyczyniły się niekończące zastępy wojska maszerującego od Suchej Hory w kierunku Czarnego Dunajca. Byli to Niemcy, których obawiała się wówczas cała Polska, dla których jednak sama Koniówka była zbyt mało wartościowa, by robić tu jakiekolwiek spustoszenia. Przechodząca armada pierwszy przystanek miała w Czarnym Dunajcu, gdzie dopiero dała pokaz swojej bezwzględności.
Najprawdopodobniej już po tej demonstracji, mieszkańcy Koniówki zrozumieli swoje położenie i w domowych zaciszach, prawie jednogłośnie zdecydowali biernie przyglądać się rozwojowi sytuacji. Zrozumieli, że nie zaczepiając, nie będą tykani, a ich życie nie wiele się zmieni. W początkowej fazie wojny wydawało się, że przeczucia ich nie myliły, bo dopóki okupant nie wydawał specjalnych zaleceń i nie rościł wygórowanych życzeń, dopóty sielanka wiejskiego zaścianku w Koniówce mogła toczyć się swoim tempem. Gdy jednak nadeszły pierwsze obostrzenia, a ojcowie gromady zmuszani byli do ich egzekwowania, pojawiły się jednostki, które swym zachowaniem stawiały opór. Było kilku oponentów, a jednym z nich, który być może zbyt głośno wyrażał niechęć do okupanta i przez to przyczynił się do swojej przedwczesnej śmierci, był Tomasz Harbut.
Tomek Fajków
Tomasz Harbut urodził się 5 września 1903 roku w domu, który do dziś stoi w Koniówce. Wywodził się z wielodzietnej rodziny i był piątym dzieckiem Stefana Harbuta Fajki oraz drugim Anny z domu Staszel. Ojciec Tomasza żenił się trzykrotnie, Anna była jego drugą żoną. Młody Tomek przez kilka lat uczęszczał z rówieśnikami do szkoły powszechnej w Chochołowie, następnie w wieku 24 lat ożenił się z Apolonią z domu Leja, znaną we wsi jako Polka Fajkowa (zm. 1999). Owocem związku była dwójka dzieci: Antonina i Jan, które niestety krótko cieszyły się ojcem.
Tomasz Harbut być może był jedną z najbardziej świadomych osób w ówczesnej Koniówce, gdyż był "podszytym wiatrem" wędrowcą i przemytnikiem, bywalcem w różnych częściach Podhala i Orawy, a także w stolicy Tatr, gdzie przed wojną osiedlił się jego młodszy brat Hilary. Częste odwiedziny Zakopanego i konfrontacja z okupantem wpłynęły na zdecydowane stanowisko Tomasza. Od tej pory stał się w Koniówce zagorzałym przeciwnikiem wszelkich rozporządzeń wydawanych przez i w imieniu okupanta. Unikał robót na rzecz Niemców, głośno i oficjalnie wyrażał swoje zdanie na ich temat, ukrywał się, by w końcu związać się z pierwszym na Podhalu oddziałem partyzanckim dowodzonym przez Wojciecha Duszę znanego pod pseudonimem „Szarota”.
Działalność oddziału dokładniej opisuje Zbigniew Sikora w książce pt. „Krwawy Ślad - Nieznani Bohaterowie Podhala”, gdzie wspomniany jest również Tomasz Harbut.
Zbigniew Sikora o swojej publikacji
Książka poświęcona jest pamięci zamordowanych mieszkańców 18 podhalańskich miejscowości podczas pacyfikacji w 1943 roku. Na listy egzekucji wpisano, a następnie zabito mieszkańców z miejscowości: Biały Dunajec, Bielanka, Bustryk, Ciche, Czarny Dunajec, Czerwienne, Dział, Dzianisz, Koniówka, Ludźmierz, Morawczyna, Nowe Bystre, Podczerwone, Raba Wyżna, Ratułów, Rdzawka, Zakopane, Ząb.W tym rejonie w latach 1942-1943 działał pierwszy na Podhalu oddział partyzancki ZWZ-AK, który podjął zbrojną walkę z niemieckim okupantem i z kolaborantami. Jego organizatorem i dowódcą był pochodzący z Odrowąża - Wojciech Dusza „Szarota”. Ofiarami egzekucji byli ludzie, którzy pomagali, współpracowali bądź należeli do tego oddziału. W sumie zabitych zostało lub zginęło w obozach 96 osób.
W książce przedstawione są przede wszystkim zeznania mieszkańców tych miejscowości - świadków tamtych wydarzeń złożone w latach 70-tych, podczas toczącego się wówczas śledztwa „Gestapo Zakopane” zawierającego 65 tomów akt. Są to najbardziej wiarygodne przekazy, złożone pod odpowiedzialnością karną. Na dzień dzisiejszy większość tych ludzi już nie żyje. Dokumenty dotyczące pacyfikacji Nowego Bystrego zostały opracowane wraz z relacjami potomków rozstrzelanych osób i przedstawione w formie fabularnej. Książka zawiera też fragmenty niepublikowanych dotąd wspomnień Józefa Staszla „Chłopcusia” z Ratułowa oraz Andrzeja Bukowskiego „Plebonka” z Dzianisza.
Opisana została też niezwykła postać samego Wojciecha Duszy „Szaroty” , próba wyjaśnienia jego tajemniczego zniknięcia, a także jak doszło do rozbicia oddziału partyzanckiego i represji na mieszkańcach Podhala.
Od samego początku w oddziale partyzanckim „Szaroty” jest Tomasz Harbut z Koniówki, który używa tam różnych pseudonimów jak „Fajka”, „Kłonicz” lub „Płot”. Drugą osobą z tego rejonu aktywnie działającą u „Szaroty” jest Wiktoria Żegleń z Podczerwonego. To u niej w domu w listopadzie 1943 roku ukrywa się Tomasz Harbut po rozbiciu oddziału „Szaroty”. 28 listopada 1943 roku Niemcy otaczają dom i zabijają Wiktorię Żegleń oraz Tomasza Harbuta. Za ten czyn dwójka żandarmów niemieckich Arkulary i Holler otrzymała Wojenne Krzyże Zasługi drugiej klasy.
Zbigniew Sikora, Zakopane 31.12.2013
Stefan Leja o Tomaszu Harbucie
Stefan Leja w styczniu tego roku świętuje 103. urodziny, rok temu zaś przedstawił mi obszernie sylwetkę swojego szwagra, jednego z niewielu mieszkańców Koniówki, na którego Niemcy urządzili nagonkę i dzięki szukającym prywatnej zemsty informatorom mogli dokończyć dzieła mordując Harbuta w listopadzie 1943 roku. Śmierć i pogrzeb Tomasza Harbuta owiane były tajemnicą ze względu na reputację ówczesnych znamienitych mieszkańców Koniówki, Podczerwonego i Chochołowa. Był nie lubiany, ale równocześnie akceptowany przez gromadę. Nie lubiano go za sprawianie kłopotów i trudności wobec władz okupacyjnych, akceptowano za przynależność do partyzantki.
Ale oddajmy głos jego szwagrowi:
- Jo ci opowiem. To był mój swagier. Moja siostra była wydano za niego. Pisoł sie Harbut, ale on był Fajka (...). No i ten Tomek, swagier mój straśnie na tych Niemców był zły. No i pedzioł ze on Hermanom nie pudzie robić, abo coby go brali do Niemiec, abo co. Straśnie był zły na nik (...). Do Orawy chodził i przemycoł, ale w doma nie siedzioł abo w Cichym nocowoł, a w Pocyrwonym posedł nocować (27.12.1943 – przyp. B. Zieba) do tych ojców Iwanioków, a tam była jego matka, piekno mama, cyrwono. To młodo baba była, ale chłopa takiego chorowitego, no ale nie powiem, bo se siedzieli razem (...)”.
Tu następuje sekwencja, gdzie Stefan Leja opisuje ostatni wypad Tomasza na przemyt do Suchej Hory, wymienia osoby, które wraz z nim przenosiły towar, kłótnię w czasie podziału i ostatecznie skrytą decyzję o jego wydaniu Niemcom. Według relacji, Harbut przejął większą część z przemytu i tym podpisał na siebie wyrok. Osoba poszkodowana wymusiła na ówczesnym wójcie Podczerwonego, by zameldował na posterunku w Chochołowie o miejscu noclegu „Fajki” – partyzanta z oddziału „Szaroty”.
Stefan Leja kontynuuje:
- Niemcy furmanke mieli. Oni se cały dzień furmanke, w razie coby nie sukali, bo musiała być na pogotowiu. W tym domie, ka dziś sklep prosto kościoła... No i co... Przyjechało ich dwóch. Jak przyjechali na podwór do Pocyrwonego, to na wiwat szczelili, do powietrza, a tyn, Tomek skocył ze sopy, nyj i wylecioł, co sie to robi, bo przeciez nie wiedzioł o nicym.
Jak wylecioł, to im dobrze zrobił. Dostoł w kark. Przewrócił sie. Dostoł tu dwa, dwie dziury, bo jo po temu wiym, ze jak go zabili, to zabili i babe, a baba sie skryła za piec. To prawdopodobnie, nie wiem, ze jom ktoś wyciągnon od tego pieca i do pola. Tyz zaszczelili (...). Piyrsy dzień adwyntu to był.
I kiedy ik zaszczelili na oborze. Harbuta, śwagra i tyn kobiete zaszczelili, a w kościele sie odprawiało, bo to była przecie niedziela. Wleźli do kościoła, wybrali se chłopów dwók, cy tam śtyrek, kozali se wziąś łopaty i na kamieniec wybierać dziure, a oni stoli. Wybrali dziure jaz do samej wody i tam powpierali. Tam jom i jego, do tyj dziury, do tyj wody i zasuli.
I lezeli tak, jo wiem, cy miesiąc to był, cy dwa miesiące to były, jo nie wiem, ino potym robili staranie, takie zezwolenie, zeby ik chcieli pochować na cmyntorzu. Tak, jako ludzi, no pochować. A Tomka... Nas ksiądz to był w tedy, nazywoł sie ksiądz Raczek. Był proboscem w Chochołowie, ale mu ta napedzieli ci dolany, ci tam:
- A, on był niewierzący, do kościoła nie chodził i to...
I tyn Raczek pedzioł, ze go nie bedzie chowoł... No wiycie, to? No to nie było inksego, ba moja siostra posła do Cornego Dunajca, ku proboscowi, nyj i opedziała sprawe, ze ksiądz go nas w Chochołowie pochować nie kce. On przecie do kościoła chodzowoł i ksiądz pedzioł tak:
- Przywieźcie go tutaj, jo go pochowom. To nimoźliwe - pedzioł - ze mioł nie być pochowany na ziemi świętej, kie katolikiem był i to był...
I tu był pochowany.
Dalsza część relacji dotyczy dość drastycznych i zbyt realistycznie przedstawionych przez Stefana Leję scen związanych z podwójną ekshumacją zwłok Wiktorii Żegleń i Tomasza Harbuta. Wyraźnie można było odczuć, że komentowane przez niego wydarzenia głęboko wryły mu się w pamięć, tym bardziej, że omawiał sylwetkę osoby, która dzieliła życie z jego siostrą.
Podsumowanie
A czy Tomasz Harbut był bohaterem? Wówczas na pewno nie. Raczej kimś w rodzaju zbójnika chodzącego własnymi ścieżkami, o którego wyczynach ewentualnie opowie przyszłość. Niestety tych czynów z jego strony było zbyt mało, a sama przynależność do oddziału zbrojnego mogła przysporzyć mu tylko respektu, zaś negowanie i sprzeciwianie się decyzjom przedstawicieli gromady, którzy odpowiadali za swoją działalność „głową” wobec okupanta, stawiało go raczej wśród tych nielubianych. Następnie, szok wywołany egzekucją i poczucie winy wielu mieszkańców, doprowadziło do „umorzenia” tematu na forum publicznym, co z kolei obróciło się w pożądaną zmowę milczenia. Tomasz Harbut był za życia i stał się po śmierci „persona non grata”, a bohaterstwo - oceniając współcześnie - jawi się w ostentacyjnym zachowaniu wobec okupanta i przynależności do partyzantki, na co nie wielu było wówczas stać w Koniówce.
Bogusław Zięba, Koniówka 8.01.2014