Jednak, gdy ktoś cofa się w przeszłość i nagle napotyka przerwę w dziejach swojego rodu, ma coraz więcej pytań i szuka gdzie indziej wykorzystując nowe źródła, by dotrzeć do początków.
Aktualnie najpopularniejszą pomocą w poszukiwaniach jest internet ze swoimi globalnymi możliwościami. Na jego pomocy, gdy zawiodły już inne środki, oparł się niejaki William Gula z New Jersey, żeby dotrzeć do swojej rodziny w Koniówce i przekonać się o swoim pochodzeniu. Wiedział, że jego dziadkowie ze strony matki i ze strony ojca opuścili Europę Wschodnią na początku dwudziestego wieku i założyli rodziny na obcym im lądzie. Pan Gula z coraz większym zainteresowaniem słuchał opowieści swojej mamy Katherine, która aktualnie ma 92 lata i następnie za namową swojej żony Kathy (Włoszka z pochodzenia) rozpoczął poszukiwania w sieci internetu. Przypadek sprawił, że prawie wszystkie dane z mojego Albumu o Koniówce znalazły się tam kilka lat wcześniej i dzięki temu pan Gula trafił na pierwszy trop. Wprowadził do wyszukiwarki dwa słowa, które uznał za najbardziej odpowiednie i miał rację, bo połączenie „Planiczka” i „Koniówka” mogło go doprowadzić tylko do tej strony internetowej.
I began to cry
Nastąpił pierwszy kontakt i wymiana wiadomości mailowych, telefony i wreszcie decyzja o przylocie do Polski. William Gula jest wnukiem Józefa Planiczki, który opuścił swój dom rodzinny prawdopodobnie w 1907 roku i już nigdy nie wrócił do Polski. Pan Gula przybył w miejsce pochodzenia swojego dziadka 18 maja 2009 roku. Nie znał do tej pory krewnych w Koniówce i z wielkim przejęciem przekroczył próg drewnianego domu. Nie znał jeszcze osób, które mocno obejmował, ale płakał. Trudno mu było wykrztusić z siebie słowo, ale był pełen szczęścia. W podróży towarzyszyła mu żona Kathy. Rodzina połączyła się czując swoją bliskość w podświadomości, a Bill (skrót od William) podsumował potem to spotkanie między innymi słowami „I began to cry” na jego własnej stronie internetowej (link poniżej)
Po tygodniowym pobycie w kręgu nowej-starej rodziny pan Gula odkrył w sobie góralską duszę. Mimo trudności językowych śpiewał z krewnymi „Górole, Górole...”, odwiedzał miejsca związane ze swoimi przodkami, jadł oscypek i kiełbasę wędzoną. Do Stanów zabrał ze sobą zdjęcia, dane o rodzinie, ciupagę, kapelusz góralski i wspomnienia przenikające go dreszczem. Gościły go dwie rodziny Molcorzów – Planiczka i Zubek. Zosia Planiczka zadbała o harmonogram pobytu, a ksiądz Zubek, który jako jedyny miał możliwość spotkania rodziny amerykańskiej w latach siedemdziesiątych mile zaskoczył przybysza swoją obecnością w Koniówce.
Kto zna angielski i chciałby dowiedzieć się więcej na ten temat, pan Gula zaprasza na swoją stronę thedailygula którą prowadzi od czasu, gdy zaczął interesować się swoim pochodzeniem.
Zofia Zięba, Koniówka 30.05.2009